niedziela, 21 czerwca 2015
Przepraszam ;(
Słuchajcie, chcę sobie zrobić trochę przerwy od wszystkiego, ponieważ zaczęły się wakacje. Więc przez kilka tygodni nie będę dodawać rozdziałów, a to wszystko jest jeszcze spowodowane moim brakiem weny ;( udanych wakacji ~Szalonaaa
niedziela, 14 czerwca 2015
Rozdział 5 część pierwsza ;3
Bardzo proszę :) Oto wyczekiwany przez was rozdział 5 :P Zapraszam do czytania części pierwszej.
__________________________________________
__________________________________________
-Śpiąca królewno! – usłyszałam koło ucha. Zaczęłam powoli
otwierać oczy i zobaczyłam przed sobą
Piper.
- Tak??- zapytałam zaspana. – Przyniesie mi ktoś śniadanie
do łóżka skoro taka ze mnie królewna?- zaśmiałam się.
- Ha. Ha. Bardzo śmieszne Viki, ale ciesz się, że jestem
taka dobra i przyniosłam ci to śniadanie.
- Serio?? Ty wiesz, że ja żartowałam? Tak?? – super, nie
muszę się już nigdzie ruszać. Pośpię jeszcze z dwie godziny. – A Leo się
obudził?
- Tak, ale tylko na pięć minut. Potem znowu poszedł spać.
- To tak jak ja. Zjem i idę znów w kimono. – serio,
pospałabym jeszcze.
- Nie ma tak łatwo, Queen. Idziesz teraz poćwiczyć na arenie
z Percym, potem masz grekę z Ann, a następnie jazdę na pegazach razem z Jessicą
od Iris.
- Wy mnie chcecie wykończyć…
- rzuciłam szybko podczas przełykania ostatniego kęsa bułki z Nutellą.
- Skoro już zjadłaś to idź się przebrać. – podała mi jedno z moich ubrań. – A
następnie zasuwaj na arenę. Jak będzie się coś działo z Leonem to cię zawołam.
- Okej, to pa. A tak przy okazji miłego dnia. – powiedziałam
i jej zasalutowałam. Naprawdę ją polubiłam.
***
Spacerowałam powoli w stronę areny i przyglądałam się
obozowiczom. Cały czas zastanawiałam się gdzie jest Kalipso. W końcu to
dziewczyna Leona i powinna przy nim
siedzieć, a nie ja czy Piper. Chciałam zapytać o to Percy’ego, ale uznałam, że
nie będę poruszać tego tematu. Nagle usłyszałam głuchy trzask, który dochodził
z areny. Zaczęłam iść szybciej w jej stronę, aby zobaczyć czy coś się stało. Zobaczyłam
jakąś małą dziewczynkę, która leżała bezbronna na ziemi, a nad nią stał jakiś
chłopak i śmiał się z niej. Dziewczyna zaczęła płakać, a ja dopiero wtedy
spostrzegłam to, że najprawdopodobniej skręciła kostkę. Podbiegłam do pierwszej
lepszej osoby i zapytałam gdzie jest Jackson. Okazało się, że nie mógł
poprowadzić lekcji i zajęła się tym Jeny Collins od Aresa. Była to ta sama
dziewucha, która próbowała mnie zabić pierwszego dnia. Dobra, skoro ona tu jest
to czas najwyższy się wycofać i iść z dala od tego miejsca. Niestety,
wykrakałam.
- Ej! Wybierasz się dokądś Queen?! – krzyknęła do mnie.
- Yyy… właściwie to tak… Idę na… truskawki! Właśnie,
truskawki! – jakoś wybrnęłam i wybiegłam z areny. Przysiadłam pod pierwszym,
lepszym drzewem i poczułam dziwne kłucie w sercu. Chwilę potem coś w środku
kazało mi iść do lasu. Ruszyłam biegiem w tamtą stronę i upadłam. Kilkanaście
metrów dalej zobaczyłam jakąś ciemną postać, która miała ręce umazane krwią.
Nie widziałam jego twarzy, ponieważ zasłaniał ją czarny kaptur. Stwór zaczął
oddalać się ode mnie, ale ja musiałam dowiedzieć się czym jest i ruszyłam w
pogoni za nim. Biegłam ze wszystkich sił i starałam się nie tracić tego czegoś
z oczu. Znowu wykrakałam, a potwór znikł. Rozglądałam się w przeczuciu, że gdzieś
tu jest, ale go nie znalazłam. Wróciłam więc lekko wkurzona do obozu. Kiedy
tylko przekroczyłam bramę spojrzenia wszystkich były utkwione we mnie. Nie wiem
czemu, ale już trudno. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać więc poszłam na
plażę. Położyłam się przy samym morzu z wyciągniętymi w stronę morza nogami.
- A ty to nie na grece? – usłyszałam za sobą.
- Suzan! – bardzo się ucieszyłam na widok przyjaciółki więc
podbiegłam ją przytulić.
- Viki?
- Hmm??
- Dusisz mnie kobieto…- po tych słowach od razu ją puściłam
i zaczęłyśmy się obie śmiać.
- Dlaczego nie jesteś na lekcjach? – zapytałam się mojej
przyjaciółki.
- Chciałam się trochę odstresować… wiesz jak to jest…
- Wiem. Witam w klubie. Piper kazała mi iść na te wszystkie
lekcje, ale chyba zrobię sobie wagary. Dołączysz się?
- Jasne! A tak w ogóle to mam newsa. – zmarszczyłam brwi.
- No, dobra. Mów o co chodzi. Dom się palił bez mojej
wiedzy? – zaśmiałam się.
- Chcesz wiedzieć czy nie?
- No chcę.
- Znasz jakąś Kalipso? Słyszałam, że to dziewczyna tego
chłopca co przy nim siedziałaś w szpitalu.
- No kojarzę, a teraz przejdź do rzeczy.
- Podsłuchałam rozmowę Percy’ego i Jasona, w której
dowiedziałam się, że…
- Czekaj… Podsłuchałaś rozmowę?! Oj, Suzan szalejesz. –
powiedziałam i zaczęłam się głośno śmiać.
- Bo już nie dokończę panno idealna!
- Dobra, dobra. Zluzuj majty Johnson! – gdybym się nie
powstrzymała to znowu wybuchłabym śmiechem, ale zamiast tego szeroko się
uśmiechnęłam.
- Podczas ich rozmowy
dowiedziałam się, że ta Kalipso kiedy wracała skądś z tym Leonem czy jak mu tam,
ale nie ważne. Okazało się, że została zabita. W pewnej chwili przyleciały po
nią orły i wzniosły bardzo wysoko, a potem piorun trzasnął w nią i BUM! Nie ma
jej.
- To straszne… jeszcze coś?
- Tsaa… to chyba wszystko…
- Ok. To gdzie idziemy najpierw? Może popływamy? – rzuciłam i
pociągnęłam ją do wody. Co z tego, że jesteśmy w ubraniach? Przynajmniej
sprawdzę czy dzięki temu, że moim dziadkiem jest Posejdon wyjdę z tamtąd sucha
i czy umiem oddychać pod wodą. Miałam rację, to co myślałam stało się. Oddychałam
pod wodą i miałam suche ciuchy.
- To co teraz?- spytała lekko zmęczona Suzan.
- Może chodźmy na te pegazy, co?
- No, ok.
Nagle poczułam to samo kłucie w sercu co wcześniej, ale nie
poszłam do lasu tylko do mojego domku. Powiedziałam Su, aby sama poszła na te
pegazy, ja nie wiedzieć czemu, nie miałam sił. Zamknęłam swój dom na klucz i
poszłam się wykąpać. Po skończonej czynności spojrzałam na zegarek – 21:30.
Jakim cudem?! Dobra, nieważne. Przegapiłam kolację więc może jest ognisko.
Przynajmniej coś zjem. Ubrałam się w szare dresy, przewiewną niebieską bluzkę i
szarą bluzę, a do tego moje krótkie różowe Converse. Wyszłam z domku i
pobiegłam w stronę ogniska, gdzie wszyscy śpiewali, rozmawiali i piekli
kiełbaski. Usiadłam obok Suzan i zaczęłam rozmowę. Nagle spostrzegłam Piper w
tłumie tych wszystkich dzieciaków. Podbiegłam do niej i zapytałam co z Leonem.
- Czuje się całkiem dobrze, ale jest mocno poturbowany i
dlatego musi jeszcze zostać w szpitalu. Jeśli chcesz możesz go odwiedzić.
- Dzięki.
Szłam powoli w stronę szpitalnego budynku, lecz znów
poczułam to dziwne kłucie w sercu. Zwróciłam głowę w stronę lasu i znów zobaczyłam
tą dziwną postać w kapturze. Zaczęłam iśc w jej stronę, ale ona zaczęła się coraz
szybciej oddalać. Zaczęłam biec, a zwracając uwagę na to, że było ciemno,
potknęłam się. Powoli podnosiłam się, ale dostałam czymś głowę. Ostatnie co
zobaczyłam to błysk księżyca…
*Suzan*
Rozmowy z tymi wszystkimi obozowiczami znudziły mi się i
dlatego poszłam zobaczyć tego Leona. Poza tym może Viki przy nim siedzi? Powoli zaczęłam wchodzić do
lecznicy, a to co zobaczyłam przerosło wszystkie moje oczekiwania. Nad łóżkiem
chłopca o czarnych kędzierzawych włosach widniał wielki czerwony napis „Uważaj”…
____________________
Jak tam u was?? Macie już wakacje? Moja koleżanka już ma XD Ja jeszcze tydzień chodzę ;(
No, ale trudno. A macie pasek może?? A średnia jaka? Wm muszę wszystko wiedzieć haahahah
Moja średnia to 6.0 tak, wiem. To niemożliweee, a jednak prawdziwe ;3 Zapraszam was do komentowania XD Bo komy Motywują ;D ~Szalonaaa
sobota, 6 czerwca 2015
Rozdział 4
Od razu was przepraszam. Dokańczałam ten rozdział przed chwilą więc.... Prawda jest taka, że wg mnie nie wyszedł, ale i tak jest lepszy od poprzedniej wersji. Musiałam pisać wszystko od nowa, bo tamten to było jakieś totalne DNO. Przepraszam i mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali. Miłego czytania. PS: Zostawiajcie komy ;)
_________________________________________
_________________________________________
Obudziłam się w moim łóżku, w moim domku, czyli… chwila… to
był SEN! Rozejrzałam się wokół i spostrzegłam Suzan, siedzącą na swoim łóżku i
bawiącą się tabletem.
- To był sen? – spytałam.
- Nie. – odpowiedziała i podniosła wzrok znad tableta. –
Kiedy już stanęłaś na ziemi, to zemdlałaś. Chejron przywiózł cię tu i położył w
łóżku. Ja przyszłam dopiero wieczorem.
- Czyli… ile tak właściwie „spałam”?- zapytałam z
ciekawością.
- To wszystko zdarzyło się wczoraj, a jest godzina 6:30,
więc nie było cię na świecie około jednego dnia. – oznajmiła i uśmiechnęła się pod nosem.
- Czekaj chwilę. Jest 6:30?!
- Tak, geniuszu. Jest 6:30.
- Dobra. Idę się przebrać, a potem jeszcze pójdę postrzelać
z łuku.
- Okej. Spotkamy się na śniadaniu. – kiedy już poszłam do
kibla, zaczęłam cieszyć się, że mnie nie było i zemdlałam. Nie wiem co bym im
wszystkim powiedziała po tym uznaniu… Dobra, koniec. Czas iść na arenę. Wychodząc
rzuciłam Suzi tylko krótkie „Cześć”.
***
Kiedy już się tam znalazłam zobaczyłam, że nie jestem sama.
Była tam czwórka półbogów – dwie dziewczyny i dwóch chłopców, którzy walczyli.
Na moje oko chłopcy to Percy i Jason, kim są dziewczyny dowiedziałam się
natomiast po krótkiej analizie. Jedna z nich miała szare oczy i śliczne blond
fale. Czyli to na pewno była Annabeth. Zaś druga dziewczyna miała cudowne
mieniące się oczy i brązowe włosy z wplątanymi w nie piórami – Piper. Super, na
własne oczy zobaczyłam bohaterów z mojej książki, ale podjaranie… Przestałam
się tak na nich gapić i zajęłam się sobą. Podeszłam do pierwszej lepszej tarczy
i „uruchomiłam” mój łuk. Naciągnęłam cięciwę i wypuściłam strzałę. Trafiłam w
sam środek tarczy. Nagle usłyszałam za sobą głos.
- To ty jesteś Viktoria Queen? – odwróciłam się i
zobaczyłam, że to Percy.
- Tak. A ty to pewnie Percy Jackson? – spytałam.
- Skąd mnie znasz?
- Proszę cię. Jak mogłabym cię nie znać? Najpierw uratowałeś
świat przed Kronosem, a potem z całą Wielką Siódemką pokonaliście Gaję.
- Dobra…- zaczął. – Więc kto należy do Wielkiej Siódemki?
- Ty, Jason, Piper,Annabeth…- wskazałam na nich palcem.- A
także Frank, Leo i Hazel.
- Czyli wiesz wszystko. – powiedział krótko.- Jeszcze coś?
- W sensie?
- Czy jeszcze coś wiesz?
- No… ten… tego… jaaa… no nie wiem… opowiedzieć jak się
wszyscy poznaliście, jak się skończyła wojna z Gają czy może jakąś waszą misję?
- Wojna, koniec wojny. – no, kurde. Musiał wybrać akurat to?
Mogłam jednak skończyć czytać tę książkę…
- Yyy… więc… dobra… tak szczerze to nie wiem. Jedyne co wiem
to to, że Leo umarł, a Festus wstrzyknął mu jakiś lek i ożył magicznie. – tutaj
zaczęłam dziwnie wymachiwać rękoma. – Potem wrócił po Kalipso i żyli długo i
szczęśliwie, tak samo jak wy wszyscy, czyli stojący przede mną obywatele.
- Słuchaj , że przed naszym powrotem do obozu Rachel
wypowiedziała pewną, nie wiem czy można to tak nazwać, ale wypowiedziała pewną
przepowiednię. Brzmiała tak:
„Pierwszego
lipca, bieżącego roku,
W
obozie pojawią się
dwie przyjaciółki,
Pozornie
nic nie znaczące
I
pozornie zwyczajne,
Lecz
to właśnie
one świat uratować
muszą
Przed
wielką zagładą,
Przyjaciół
znajda wśród wielkiej siódemki,
A
jedna z nich miłością
obdarzy jej członka.
Dobro
zapanuje, pokój się wytworzy,
A
wielki świat będzie
nieruszony.”
-
A co mnie obchodzi
wasza durna przepowiednia?- spytałam. – Właśnie skończyłam opowiadać
historyjkę, którą sam mi kazałeś powiedzieć, a teraz wyjeżdżasz mi z takim
czymś? Serio, Percy? Serio?
-Wyjeżdżam
z takim czymś, ponieważ chcę ci uświadomić, że tymi przyjaciółkami jesteście
wy, ty i Suzan! – krzyknął.
- To
nie może być prawda! – oburzyłam się i wybiegłam z areny. Dlaczego to my? O
mamo… ja głupia myślałam, że będę mieć normalne życie bez jakichś cholernych
przepowiedni! Było mi strasznie smutno i źle… Biegłam w stronę lasu, potem
przemieszczałam się szybko między drzewami, aż w końcu znalazłam się w samym
środku lasu. Przynajmniej miałam taką nadzieję…
***
Powoli spacerowałam. Nasłuchiwałam śpiewu ptaków i szumu wiatru…
to mnie tak jakoś… uspokajało… Usiadłam i oparłam się o drzewo. Patrzyłam przed
siebie, w las pełny potworów, które w każdej chwili mogą zaatakować. Chwilę
potem usłyszałam cichy głos, który potem wrócił do normalnego tonu:
- Widzę, że znowu się
spotykamy Queen. – teraz ją zobaczyłam. To była ta sama empuza, która
przyglądała mi się na zakończeniu roku szkolnego. Niestety, nie była sama. Jedną
ręką trzymała jakiegoś w pół przytomnego chłopca. Miał czarne, kędzierzawe,
lekko kręcone włosy, czekoladowe oczy, a buzią przypominał lekko małego
chłopca. Chwila… To na pewno Leo! Tylko co ona mu zrobiła! Co robić? Co robić?!
– Przyniosłam ci niespodziankę. Chłopak
jest wykończony, a może być jeszcze bardzie
chyba, że oddasz się w moje ręce. – uśmiechnęła się. Uwierzcie mi,
NIE chcielibyście widzieć tego ryja.
- Czyli, kiedy pójdę z tobą to go zostawisz, tak? –
spytałam.
- Tak, ale musisz
jesz… - nie dokończyła, ponieważ wbiłam jej
sztylet w brzuch, ale za nim zamieniła się w pył dodała jeszcze ”Uważaj”. Złapałam
chłopca, który powoli opadał na ziemię.
- Hej. Jestem Viki, a ty? Zabiorę cię teraz do szpitala,
dobrze? – zaczęłam spokojnie.
- D-dobrze. – powiedział przerażony. Podniosłam go i
ruszyłam w kierunku obozu.
-Jak masz na imię? – spytałam ponownie, chociaż wiedziałam.
- Leon. – odpowiedział słabym głosem. Chwilę potem doszliśmy
do szpitala.
- Will!!! – zaczęłam krzyczeć. Poznałam go niedawno, jest
bardzo miły. – Will!!!!!! – zauważyłam, że stoi koło mnie jego siostra. – Lusi,
widziałaś tego idiotę?
- Przed chwilą wyszedł, więc może jeszcze go złapiesz, ale
lepiej daj mi Leona. Zajmę się nim, a ty już biegnij. – powiedziała, a ja
rzuciłam się biegiem w stronę wyjścia.
- Will! Ty tępaku!! – krzyknęłam, aby mnie zobaczył.
- O, hej. Coś się stało, że jestem tępakiem? – zapytał i
uśmiechnął się do mnie.
- Tak, stało się. – rzuciłam szybko i pociągnęłam go w
stronę szpitala. – Byłam w lesie… - zaczęłam opowiadać szybko idąc. –
Zobaczyłam empuzę, która trzymała Leona. Był wykończony. Zaniosłam go do
lecznicy i oddałam Lusi, potem pobiegłam po ciebie.
- Dobra… Co mu dokładnie jest?
- To nie ja tu jestem lekarzem, prawda? – palnęłam wchodząc
do środka budynku. Leo leżał nieprzytomny na łóżku.
- Zemdlał kiedy z nim szłam. – rzekła Lusi. – Wylałam mu
trochę nektaru na rany. Zasklepiły się lekko, ale nie całkowicie.
- Okej, zajmiemy się nim, a ty Viki wracaj już do swoich
codziennych zajęć. – rozkazał mi Will.
- Nie. Zostaję tu. – rzuciłam szybko.
- Dobra, jak chcesz.
Usiadłam przy łóżku syna Hefajstosa i zaczęłam się mu
przypatrywać. Był nawet przystojny. Dobra, nie był przystojny, tylko trochę
bardziej. Kurcze, co mi odwala?! To bez sensu i tak ma Kalipso… O czym ja
myślę. Nagle do pomieszczenia wbiegli Piper, Ann, Jason i Percy.
- Co się stało? – zapytali jednocześnie.
- Później wam powiem nie chcę mi się opowiadać tego kolejny
raz. – powiedziałam, ale oni mi kazali wiec cóż miałam zrobić? Opowiedziałam im
wszystko jeszcze raz, dokładnie. – No, a potem Lu powiedziała, że zemdlał. –
skończyłam.
- Będziemy zmieniać „warty” ? – zapytał Jason i zaznaczył
cudzysłów rękoma.
- Nie wiem. Wy macie dużo do roboty, a ja nie. Mogę tu
siedzieć nawet miesiąc, tylko plis dajcie mi jakieś łóżko na noc, bo chyba nie
będę spać na podłodze. – zaśmiałam się.
- Mi tam pasuje, ale mogę się z tobą zmieniać, bo też nie
mam nic ostatnio do roboty. – powiedziała Piper.
- Niech będzie. Jutro ty przy nim posiedzisz chyba, że się
obudzi. To idźcie już. – powiedziałam wesoło.
- Żegnaj Queen! – krzyknął Percy, a potem wszyscy wyszli.
Siedziałam tak przy nim i patrzyłam. Był taki niewinny,
bezbronny, zraniony przez los… Bardzo mi go szkoda, naprawdę… bardzo… Po moim
policzku spłynęła pojedyncza łza, kiedy przypomniałam sobie co przeżył.Zauważyłam,
że jest już ciemno, więc powiedziałam Lu, że za raz wracam tylko muszę się
przebrać. Pobiegłam szybko do mojego domku. Suzan robiła sobie kolację więc się
nią zbytnio nie przejęłam. Poszłam po piżamę, przebrałam się, zrobiłam to, co
miałam zrobić, po czym wybiegłam z domku i ruszyłam w stronę szpitala. Dostałam
łóżko obok Leona, OBOK, a nie przy. Położyłam się i zasnęłam. Akurat dziś
musiały mi się przyśnić koszmary… współczuję półbogom, bo mają je prawie
codziennie. Ja bym nie wytrzymała…
Widziałam tylko
pojedyncze sceny… Zobaczyłam Empire State Building, Ateny, Obóz Herosów, Wielką
Siódemkę i … siebie, siebie i Suzi. W tej akurat scenie stałyśmy obok siebie i
patrzyłyśmy się w niebo. Nagle zobaczyłam w oddali jakieś potwory… chciały
zaatakować obóz. Szybko zamieniłam długopis w łuk i wystrzeliłam pierwszą
strzałę. Sekundę później usłyszałam krzyk i zwróciłam głowę w tamtym kierunku.
Jakiś wielki stwór tuż koło Sosny Thalii trzymał w swoich łapach chłopców. Byli
tam Percy, Jason, Leo i Nico. Potwór trzymał ich tak, że nie mogli się
poruszać. Zaczęłam biec w ich stronę, ale kiedy już byłam na miejscu potwór
znikł, a ja krzyknęłam tylko głuche „Nie!”. Kiedy sen całkowicie się już rozmył
usłyszałam tylko to jedno słowo, wypowiedziała je dokładnie ta sama empuza co
wcześniej – „Uważaj”…
__________________________________________-
Tak, wm przepowiednia się nie rymuje, trudnooo hehe ;3 Mam dla was wiadomość: Rozdział 5 będzie podzielony na dwie części. To tyle, papatki ~Szalonaaa
piątek, 5 czerwca 2015
Ogłoszenie ;D
Słuchajcie, przepraszam. Dziś nie będzie rozdziału, bo jestem na wyjeździe i nie wzięłam laptopa ( piszę z telefonu) Rozdział będzie jutro albo w niedzielę, bądźcie więc cierpliwi ;) a tak przy okazji dziękuję wam wszystkim bardzo za osiągnięcie 100 wyświetleń! Chciałam również powiedzieć, że zrobiłam playlistę, na której są piosenki, których najczęściej słucham podczas pisania rozdziałów XD życzę miłego dnia i spadam ;). ~Szalonaaa
Subskrybuj:
Posty (Atom)