piątek, 24 lipca 2015

Rozdział 8 - "Otwieraj debilu!"

A oto nowy rozdział! Stój! Nie przewijaj jeszcze w dół! Chcę tylko powiedzieć, że chyba bardzo go przesłodziłam ;-; Trudno. Zapraszam do czytania
Rozdział dedykuję Loli Jackson za to, że a) prosiła oraz b) czyta to i lubi :D. 
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- Bo to prawda. – powiedział i niespodziewanie mnie pocałował. To mój pierwszy pocałunek, a taki idealny…
- Cz- czekaj. CO PROSZĘ?! – powiedziałam kiedy oderwaliśmy się już od siebie.
- Viktorio Queen. – ukląkł. Chwila, CO?! – Czy sprawisz mi tę przyjemność i zostaniesz moją dziewczyną?
Cholera. Uciekłam. Po prostu uciekłam. Nie chciałam odpowiadać i rzuciłam się biegiem w stronę domu, a kiedy już w nim byłam to zamknęłam się w pokoju i zaczęłam ryczeć jak małe dziecko. Czemu ja zawsze muszę coś zepsuć, a zwłaszcza wtedy kiedy jest tak dobrze…
***
Nie wychodziłam z domu kilka dni, ale w końcu zebrałam w sobie odwagę i poszłam go przeprosić. Założyłam moje Converse i wyszłam z domu. Powoli szłam w stronę furtki i zastanawiałam się co mam mu powiedzieć. Kiedy znalazłam się już przed drzwiami ich domu, zapukałam lekko.
- Viki! Co cię tu sprowadza kochanieńka? – spytała jego mama, pani Almighty.
- Ja przyszłam do Brada. Jest może?
- Jest. Wchodź, ale zanim do niego pójdziesz muszę ci coś powiedzieć, chodź do salonu.
- Dobrze. – poszłyśmy w stronę wielkiej sofy znajdującej się w salonie. Powoli usiadłam na miękkiej, białej kanapie i zaczęłam słuchać pani Almighty.
- Posłuchaj Viki. Bradley od kilku dni nie wychodzi z pokoju, nic nie je praktycznie, ani nie pije. Martwię się o niego. – „To moja wina…” – pomyślałam.
- Chyba wiem jak mu pomóc. – uśmiechnęłam się. – Niech zrobi pani kilka kanapek z Nutellą, a ja zrobię kakao. – zaproponowałam i poszłyśmy szybkim krokiem w stronę kuchni…
***
- Brad otwieraj!!- krzyknęłam stojąc przed drzwiami od jego pokoju. – Otwieraj, albo wywarzę te drzwi! – nic, cisza. Odstawiłam tacę z jedzeniem obok drzwi na komodę i znów krzyknęłam. – Bradley! Otwieraj te drzwi ty idioto! Wiem, że źle zrobiłam, ale chcę pogadać! Więc jeślibyś mógł to przestań mieć okres, bo chyba tylko dzięki temu masz takie humorki! – teraz się wkurzyłam. – Otwieraj debilu!
- Czego? – wycedził przez zaciśnięte zęby kiedy już otworzył drzwi.
- Chcę pogadać.
- Nie mamy o czym. –rzucił i już miał zamykać drzwi, ale mu przeszkodziłam.
- Czekaj. Mam kakao i kanapki z Nutellą.
- Właź. – powiedział sucho.
Postawiłam tackę z jedzeniem na jego biurku, a potem usiadłam na łóżku.
- Przestaniesz się dąsać? Nie lubię tego. – przyznałam.
- A ty to co? Masz w nosie uczucia innych, a do tego jeszcz…
- Zamknij się! – krzyknęłam i zaczęłam cichutko szlochać.
- Przepraszam. – powiedział i usiadł obok mnie na łóżku.
- Nie trzeba. To ja powinnam cię przepraszać za to, że wtedy uciekłam.
- Byłem dupkiem myśląc, że ci się podobam.
- Nie myliłeś się. – przyznałam i złączyłam nasze usta w długim pocałunku. – Oglądamy coś? – spytałam kiedy już się od siebie oderwaliśmy.
- Jasne. – powiedział i włączył jakiś film, a potem położył się obok mnie.
- Kocham cię. – wyznałam i wtuliłam się w niego.
- Ja ciebie też.
***
- Viki! Dziś rozpoczęcie roku szkolnego! Wstawaj! – krzyczała mama.
- Mhm..- wymruczałam.
- Wstawaj!
- Dobrze, wstaję. Widzisz? – rzuciłam i poszłam do toalety, a potem ruszyłam zjeść śniadanie.
- Mamo, a czy nie mogę iść w spódnicy i koszuli? – spytałam kiedy mama wybierała mi ubranie.
- Jakie buty niby do tego założysz? – spytała.
- Trampki.
- Niech ci będzie. – rzuciła i wyszła z mojego pokoju.
Ubrałam się i już miałam wychodzić, ale przypomniałam sobie o tym, że miałam zadzwonić do Brada kiedy już będę na dworze. Trudno, nie jestem tam, ale to i tak wszystko jedno, no nie?
*Rozmowa*
B: Halo?
V: Wychodzę, pa.
*Koniec rozmowy.*
Wybiegłam szybko na dwór i pognałam pod furtkę. Brad już wychodził z domu i szedł do mnie.
- Gotowa zacząć kolejny rok nauki? – spytał idąc ze mną za rękę w stronę szkoły.

- Z tobą zawsze. – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
Przepraszam za to, że jest krótki, ale aż 579 słów.
Zapraszam, jeśli ktoś ma Wattpada ( taka aplikacja i strona)
To wpadajcie na mój profil @books_queen19 piszę tam dwa opowiadania
To, a także inne, które jeśli chcecie to możecie przeczytać.

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 7 - "Idziemy na lody do Biedronki."

Uwaga! Ważna notka pod rozdziałem! Przeczytaj!
*Viki, 3 tygodnie później*
Tej nocy miałam piękny sen. Widziałam w nim siebie i Bradley’a. Staliśmy na Wzgórzu Herosów i doszło by pewnie do pocałunku, gdyby nie moja kochana mamusia… Czujecie ten sarkazm?
- Viki. Wstawaj. – zaczęła mnie szturchać w ramię na co ja jej odpowiedziałam tylko jękiem, że chcę spać . – Bradley przyszedł. – na te słowa zerwałam się z łóżka jak oparzona i machnęłam ręką w stronę szafy , z której natychmiast wyleciała bielizna, stopki, niebieskie szorty i mój ukochany czarny crop– top z logiem AC/DC . W sekundę wokół mnie pojawiło się mini tornado, przez które nie było nic widać. To był mój szybki sposób na przebranie się. Nie minęło 10 sekund, a dzięki temu ja już byłam ubrana.
- Gdzie on jest? – spytałam mamę, która siedziała na moim łóżku.
- W salonie. – odparła, a ja sobie coś przypomniałam. Przecież nie jestem uczesana, a z gęby mi śmierdzi! Powoli otworzyłam drzwi i skierowałam się do łazienki, która na nieszczęście jest obok salonu. Pobiegłam sprintem w jej stronę i szybko zamknęłam drzwi na klucz.
- Widziałem cię! – usłyszałam z salonu.
- Cholera. – mruknęłam i podeszłam do lustra się uczesać.
***
-To gdzie chcesz iść? – spytał kiedy byliśmy już przy mojej w sumie to naszej szkole.
- No nie wiem, nie wiem. Co proponujesz? – skierowałam głowę w jego stronę i się słodko uśmiechnęłam.
- Idziemy na lody do Biedronki. – uśmiechnął się i pociągnął mnie we właściwą stronę. Droga zajęła nam około siedmiu minut, aż wreszcie znaleźliśmy się przed naszym celem – Biedronką.  
- Chodź. – wzięłam go za rękę i weszłam do sklepu, ale zaraz go puściłam. – Tam są lody. – na ich widok w jego oczach dostrzegłam iskierki szczęścia. Wzięliśmy dwa świderki, ja o smaku malinowym, a on pomarańczowym. Odpakowaliśmy je i jedząc zaczęliśmy iść w stronę boiska, które było niedaleko.
- Idź już tam, a ja pobiegnę po piłkę do koszykówki. Za 10 minut będę. – powiedział i przytulił mnie po czym ruszył biegiem w stronę swojego domu. „ Słodziak” – pomyślałam.
Kiedy już doszłam na miejsce zobaczyłam kilka osób, kilku chłopaków grało na boisku do piłki nożnej, a dwie dziewczyny siedziały na boisku do koszykówki i rozmawiały. Przyjrzałam się im bliżej i kogo zobaczyłam? Mojego największego wroga razem ze swoją nową przyjaciółeczką. Od zawsze Jennifer chce mi zniszczyć życie, ale ja się nie daję, a od kiedy się dowiedziałam, że mam moc marzę o tym, aby coś nabroić podczas roku szkolnego i nikt nie będzie wiedział, że to ja. Przysiadłam się niedaleko nich i wyjęłam z kieszeni mój telefon, a potem zadzwoniłam do Brada.
*Rozmowa, B- Brad, V- Viki.*
B: Halo?
V: Halo? No cześć. Słuchaj gdzie jesteś? Czekam i czekam, a ciebie nie ma.
B: No bo… no bo jak biegłem to z loda zaczęło mi kapać i poleciało mi na koszulkę i musiałem się przebrać…
V: Haahahhahahahahahahahahahhahaahahahahahahhhahahahahah.
B: Nie śmiej się!
V: Nie mogę się nie śmiać skoro to śmieszne. Hahahahah. Dobra, za ile będziesz?
B: 5 minut, a co już zdążyłaś stęsknić się za mną, kochanie?
V: Zamknij się. Jak nie będzie cię tu za trzy minuty licząc od teraz to nie przyjdę do ciebie, aż do końca wakacji.
B: O kurna! Już biegnę!
*Koniec rozmowy*
„Idiota.” – pomyślałam. – „Słodki idiota.” Ma jeszcze 2 minuty i 9 sekund. Ciekawe czy zdąży…
- Och, Queen. – czego chcesz idiotko? Uciszcie się me myśli! – Nie wiedziałam, że cię tu spotkam. – nie cierpię jej, nie cierpię, nie cierpię, nie cierpię, nie cierpię…
- Jednak tu jestem. – wymusiłam uśmiech. – Wiecie co, ja już pójdę. – mruknęłam.
- Nie idź. – powiedziała, gdy podchodziłam już do wyjścia.
- Niby czemu? – odwróciłam się w jej stronę.
- Chciałam cię jeszcze zapytać czy ty serio słuchasz tego szajsu?  - wskazała palcem na moją bluzkę, a ja już miałam ją obrazić, ale ktoś mnie uprzedził.
- To nie żaden szajs, tylko muzyka jeśli chcesz wiedzieć, a jeśli wolisz słuchać disco polo czy innego gówna to nie obrażaj naszej ulubionej muzyki, ponieważ nic ci do tego. – od kiedy on umie się tak ładnie wysłowić??
- A ty kto? Jej chłopak? – serio? Już miałam odpowiedzieć, że nie, ale mnie kurna wyprzedził.
- Tak. – powiedział, a ja popatrzyłam się na niego pytającym wzrokiem.
- Myślałam, że ci ładni lubią ładne, a nie takie ropuchy. – mruknęła i zaczęła się oddalać.
- Kocham ją za charakter, a nie za wygląd, który jest o niebo lepszy niż twój. „ UUUUU…. Ale pocisk!!!” – pomyślałam i podniosłam lekko kąciki ust.
- Dlaczego? – spytałam.
- Co dlaczego?
- Dlaczego tak powiedziałeś?

- Bo…
~~~~~~~~~~~
Hej, kochani!! Przybywam do was z nowym rozdziałem!! Ta, co z tego, że jest 1:37 czyli grubo po północy? Ja nie śpię, bo rozdział piszę -.- hheheh i TAK, musiałam przerwać w tym momencie ^^ Komentujcie i mówcie czy jest ok. Następny rozdział pojawi się gdy będą tu przynajmniej 2/3 komy od różnych osób. Chcę wiedzieć czy ktoś to czyta ( Tak Lola wiem, że ty to czytasz xD i naprawdę podziwiam cię z tego powodu :D) 

poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział 6

Muszę wam wynagrodzić tę moją nieobecność, dlatego też wstawiam dziś rozdział 6, ale niestety jest on bardzo krótki. Zapraszam do czytania ;)
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedziałam w parku na ławce i czytałam książkę „Niezgodna”. Wiatr lekko rozwiał moje włosy, ale mi to nie przeszkadzało. Czekałam na Suzan, ponieważ miałyśmy iść razem na lody. Zaczęłam rozglądać się wokoło, aby jakoś ją spostrzec, ale nigdzie jej nie było. Nagle mój telefon wydał dźwięk przychodzącego SMS’A. Odblokowałam telefon i otworzyłam wiadomość:
Od Suzan ;**:
„Viki , coś mi wypadło i nie możemy się spotkać. Przepraszam ;( serio.”
Do Suzan ;**:
„ Spoczko, każdemu może się zdarzyć :) To do następnego ;P”
Odpisałam jej i włożyłam telefon do mojej małej torebeczki. Skoro jej nie ma to pojadę do Skate Parku. Spakowałam książkę po czym postawiłam jedną nogę na deskorolce i zaczęłam odpychać się drugą. Za 15 minut tam będę.
***
Siedziałam na ławce i znów czytałam książkę. Zmęczyłam się już trochę tą jazdą. Zagłębiłam się w lekturze i miałam zamiar skończyć czytać dziś tę książkę. W pewnej chwili usłyszałam głośny huk i krzyk. Zwróciłam swoją głowę w tamtą stronę i zobaczyłam pięciu chłopców, starszych ode mnie mniej więcej o trzy, cztery lata oraz chłopca leżącego na ziemi z zadrapanym kolanem, był chyba w moim wieku.
- I co smarkaczu? Nauczyłeś się nie wchodzić nam w paradę? – powiedział jeden z tych osiłków.
- T-tak…- rzekł cicho ten chłopiec, który leżał na ziemi.
- Coś mi się nie wydaje…- rzucił jeden z tych idiotów, a potem zobaczyłam jak wszyscy zaczęli go kopać i rzucili jego deską. Nie mogłam na to patrzeć więc musiałam mu jakoś pomóc. Niedaleko zobaczyłam ich rowery i deski, więc skupiłam się na nich mocno i sprawiłam, że zaczęły powoli poruszać się w stronę drogi, na której jeżdżą samochody.
- Mój rower! – krzyknął jeden i zaczął biec w jego stronę, a reszta zrobiła to samo.
Spojrzałam w stronę pobitego chłopca. Miał brązowe, kręcone włosy, czekoladowe oczy, zupełnie takie jak u Su, a w nich… smutek. W jego oczach było widać smutek. Zaczęłam powoli podchodzić w stronę jego deski, a kiedy już ją podniosłam to skierowałam się w jego stronę.
- To twoje? – zapytałam stając przed nim.
- Tak. – powiedział z lekkim uśmiechem, a ja podałam mu deskę i pomogłam wstać. – Jestem Bradley.
- Viki. – podaliśmy sobie ręce. – Nie widziałam cię tu nigdy.
- Niedawno się wprowadziłem. Mieszkam na ulicy Chabrowej 35.
- Na serio? Ja też!Mieszkam na Chabrowej 30, a to naprzeciwko 35. – uśmiechnęłam się lekko. – Do jakiej klasy będziesz chodził? – zapytałam.
- 2 „b” gimnazjum.
- To super! Ja też tam chodzę. Coś czuję, że to wszystko to początek dobrej przyjaźni.
- Znamy się dopiero pięć minut, a ty już o przyjaźni? No nieźle. – zaczął się śmiać, a ja razem z nim.

- Chodź, trzeba ci opatrzyć te rany. – rzuciłam w pośpiechu i pociągnęłam go za rękaw informując tym gestem, abyśmy już szli.
-------------------------------------------------
Musiałam ^^ Na serio musiałam dać do tej historii mojego idola <3 Przepraszam, ale powiem, że odegra tu ważną rolę (chyba xD) to tyle Papaap ~Szalonaaa

niedziela, 19 lipca 2015

*BA DUM TSSS* Powracam!!! A wraz ze mną dalszy ciąg rozdziału 5!!

Przepraszam za moją nieobecność... i ... zresztą.... OTO ROZDZIAŁ 5...
 
Rozdział 5 ( część 2 ;3)
*Viki*
Zaczęłam powoli otwierać oczy, ale obraz był cały zamazany. Rozszerzyłam je bardziej lecz niestety musiałam je od razu zamknąć, ponieważ oślepiło mnie poranne światło. Kiedy już oprzytomniałam rozejrzałam się wokoło. „ Dlaczego ja do jasnej Anielki jestem w lesie?!” – pomyślałam. Podniosłam się z brudnej ziemi i ruszyłam przed siebie. Moja droga nie trwała długo, a to dlatego, że dzięki mojemu szczęściu znów na kogoś wpadłam, a tą osobą okazał się być mój tata…
- T-tata? – zaczęłam się jąkać.
- Viki?! Gdzieś ty była do jasnej cholery?! Ja tu razem z mamą odchodzimy od zmysłów, a ty się szlajasz po lesie? Chodź, idziemy stąd, natychmiast! – wyrzucił to wszystko z siebie na jednym tchu po czym pociągnął mnie w stronę obozu.
- Tato! Ja nie wiem co się stało! Wieczorem coś kazało mi iść do lasu, potem dostałam czymś w głowę i zasłabłam. To nie jest moja wina!
- Wiesz ile cię szukaliśmy? Pięć dni! Rozumiesz to? Rozumiesz? Na szczęście już jesteś, a my cię stąd zabieramy.
- Czekaj, jak to mnie zabieracie?!
- Dowiesz się wszystkiego od mamy, a teraz chodź, przecież trzeba ich wszystkich powiadomić, że żyjesz.
*Suzan*
- Dlaczego? Nic nie rozumiem! Co jeśli ona się nie znajdzie?! Pomyśleliście o tym? – zaczęłam płakać jeszcze głośniej i już miałam zacząć coś mówić, ale przeszkodziła mi osoba, która właśnie weszła do Wielkiego Domu. – Viki! – krzyknęłam jak najgłośniej i podbiegłam do niej, a chwilę potem trwałyśmy już w żelaznym uścisku.
- Też się cieszę, że cię widzę Su, ale możesz mnie już puścić.
- Kochanie, bałam się, że już cię nigdy nie zobaczę! – krzyknęła jej mama i podbiegła ją utulić.
- Ja też mamo, ja też…
- Ekhm…- odchrząknął Chejron. – Czy możemy już zaczynać?
-Em… oczywiście… - rzekła ciocia Isabel i usiadła  na fotelu, a obok niej Viki. – Dziewczynki, wyjeżdżacie stąd jutro, ponieważ chcemy spędzić z wami trochę więcej czasu,  a także musicie się przygotować do rozpoczęcia roku szkolnego.
- Ale mamo, jest dopiero…- zaczęła Viki. – Właściwie, to który jest?
- 3 sierpień. – powiedziałam cicho.
- Ja tam mogę jechać. – rzuciła szybko moja przyjaciółka. – Iść się pakować?
- Idźcie. – powiedziała moja mama.
*Viki, domek Eola*
- Znowu się zacznie… - powiedziałam cicho.
- Co się zacznie? – szlak by trafił ten dobry słuch Suzan!
- N-nic…
- Skoro nie chcesz mówić to nie będę się narzucać. – powiedziała pakując ostatnią bluzkę do walizki.
- Dziewczynki chodźcie już! – usłyszałam krzyk mojej mamy.
- Już! Sekundka! – wydarłam się.
- Czekamy na Wzgórzu Herosów!!
- OK!
Wzięłam walizkę za rączkę i pociągnęłam w stronę wyjścia,  a Su zwinnym krokiem ruszyła za mną. Zamknęłam drzwi i już miałam odchodzić, ale coś mi się przypomniało.
- Suzan idź już do rodziców, ja cię dogonię. Muszę zabrać coś jeszcze z domku.
- Dobra, ale się pośpiesz. – rzuciła i poszła zostawiając mnie samą. Weszłam do domku i podeszłam do mojego biurka. Otworzyłam powoli szufladkę i wyciągnęłam z niej mój pamiętnik. Otworzyłam go na ostatniej zapisanej stronie i zaczęłam opisywać wszystko co się po kolei wydarzyło, a kiedy skończyłam i wpakowałam go do torby, ktoś zapukał do drzwi i zaczął je powoli otwierać.
- Viki mogę wejść? – to ta scena… Scena z mojego snu…
- T-tak, jasne… - drzwi uchyliły się całkowicie, a za nimi widniała lekko przygnębiona buźka Percy’ego.
- Posłuchaj, przed twoim wyjazdem chciałem ci coś wyjaśnić… Chodzi o tę przepowiednię, którą ci powiedziałem na początku naszej znajomości… Tak naprawdę to brzmiała ona inaczej. To moja wina, ponieważ usłyszałem ją od pewnego chłopaka, który lubi zmyślać, a ja głupi pomyślałem, że ta przepowiednia jest prawdziwa…
- Wybaczam ci. – rzuciłam. – Ale chcę abyś mi wyrecytował prawdziwą przepowiednię.
„Pierwszego lipca, bieżącego roku,
W obozie pojawią się dwie przyjaciółki,
Pozornie nic nie znaczące
I pozornie zwyczajne,
Lecz to właśnie one świat uratować muszą
Przed wielką zagładą,
Kompanów znajdą, wśród  wielkiej Siódemki
A jedna z nich niezniszczalną, przyjaźnią,  obdarzy jej członka.
Dobro zapanuje, pokój się wytworzy,
A wielki świat będzie nieruszony.”
- Pomyliłem się tylko w tych dwóch wersach.. Jedna z was nie obdarzy miłością tylko przyjaźnią członka Wielkiej Siódemki…
- Już obdarzyła. – powiedziałam prosto z mostu i przytuliłam chłopaka, a on się do mnie szczerze uśmiechnął. – Muszę już iść. Do zobaczenia. – posłałam mu szybki uśmiech i wybiegłam z domku gnając z prędkością światła w stronę Sosny Thalii.