niedziela, 31 maja 2015

Zwyczajny POST XD

Hejj. Przed chwilą wróciłam z kina i tak szczerze to tyłek mnie boli XD byłam na Avengers: Czas Ultrona. Film śmieszny, a Tony jak zwykle najlepszy i to jego wykoksiste poczucie humoru. Serioo musicie zobaczyć ten film ^^ tak kurde polecam - Thor . Haaaahahaah . Dobra, spadam robić matmę ;-; takie życie... Bajoooo ~Szalonaaa

piątek, 29 maja 2015

Rozdział 3

Dobraa, dodałam rozdział wcześniej, bo mi się nudziło XD Cały czas proszę jeśli ktoś to czyta to niech skomentuje, bo chcę wiedzieć czy się podoba, a tak poza tym jeszcze pod rozdziałem znajdziecie krótką notkę ;) Miłego czytania :D Będzie się działo hahah ;P
----------------------------------------------------------
Rozdział 3
Otworzyłam oczy, promienie słońca oświetlały cały domek. Spojrzałam na łóżko Suzan, która jeszcze spała. Sprawdziłam godzinę – 7:30. (Super, wyprzedziłam budzik o pół godziny.) Nie było sensu jeszcze spać, ponieważ już się obudziłam. Poszłam więc do toalety i wyjęłam ubranie z szafy. Zrobiłam wszystkie poranne czynności tzn. umyłam zęby, uczesałam włosy itd. Założyłam na siebie krótkie jeansowe spodenki i czarną bluzkę z krótkim rękawem, na której widniało logo zespołu AC/DC, do tego na stopy włożyłam moje granatowe Converse. Włosy przewiązałam natomiast czerwoną bandanką. Gdy  już byłam gotowa pomyślałam, że czas najwyższy obudzić tego śpiocha pod fioletową kołdrą. Podeszłam po cichu do łóżka, w którym spała i krzyknęłam jej do ucha:
- Wstawaj ty śpiochu!! – zaczęła powoli otwierać oczy i powiedziała:
- Jeszcze pięć minut mamo…
- Za pięć minut będzie 9:00 kochanie i spóźnisz się na śniadanie. – powiedziałam słodkim głosem.
- Co?! –zerwała się z  łóżka, wzięła pierwsze lepsze ubranie i pobiegła do toalety. Ja natomiast zaczęłam się śmiać.
- Suzaneczko jest dopiero 8:09! – krzyknęłam do niej w przerwie od śmiechu, a ona wychyliła głowę zza drzwi łazienki.
- Ty chyba sobie żartujesz, tak? – zapytała, a ja pokręciłam przecząco głową. – Przysięgam, że jak tylko stąd wyjdę to mnie popamiętasz Queen. – rzuciła mi jeszcze tylko mordercze spojrzenie i zamknęła drzwi. Ja natomiast usiadłam na mym łożu i wzięłam do ręki mój srebrny długopis. Przypatrywałam się mu przez kilka minut dopóki z transu nie wybudziła mnie moja przyjaciółka.
- Jak słodko. Cieszysz się z nowej zabaweczki. – powiedziała i pobiegła znów do kibla. Wsunęłam długopis do kieszeni i szybko rzuciłam:
- Ja idę jeszcze zwiedzić obóz, nie wiem jak ty. Pa. – już miałam otwierać drzwi, ale Suzan wybiegła zza drzwi i  krzyknęła:
-Poczekaj na mnie!
- Przecież czekam. – powiedziałam i uśmiechnęłam się szyderczo. – To idziemy?
- A co myślałaś? Że będziemy tu siedzieć cały dzień?
- Zamknij się. To ja powiedziałam, że idę zwiedzać, ty się tylko dołączyłaś.
- To nie ma żadnego znaczenia. – rzuciła szybko, a ja przewróciłam oczami i  wyszłam na dwór. Oczywiście ten potwór w jeansowej koszuli poszedł za mną.
-Wzięłaś broń? – zapytałam.
- Tak,  a co?
- Nic. Tak po prostu spytałam. – dalej szłyśmy w milczeniu. Dopiero kiedy przechodziłyśmy koło ścianki wspinaczkowej Suzi się odezwała.
- Wow. – serio? Tylko na tyle było ją stać? – T-tu… jest pięknie.
- Dopiero teraz to zauważyłaś? – zapytałam ze śmiechem w głosie. – Wiesz co?
- No co?
- Gówno. – zaczęłam się śmiać jak głupia, a potem zorientowałam się, że musimy iść na śniadanie. – Która godzina?
-W pół do komina. – powiedziała Suzan.
- Ja pytam poważnie. – Suzi przewróciła oczami i podała mi godzinę.
- 8:49.
- Dobra, na dziś wystarczy tego zwiedzania. Jestem już głodna, a poza tym muszę jeszcze zapytać o coś Chejrona. – zawiadomiłam ją.
- Okej, to w którą stronę do tej jadalni? – zapytała.
- Chyba to tam. – wskazałam palcem wskazującym na dużą budowlę z drewna.
- To chodź. – rzuciła szybko Suzi i pociągnęła mnie  za rękę. Biegłyśmy dość szybko, więc zjawiłyśmy się w pawilonie w „try - miga”.
- Poczekaj tu. – oznajmiłam. – Muszę zapytać o coś Chejrona.
- Tylko szybko.
-Mhm. – powiedziałam szybko i rzuciłam się biegiem w stronę centaura. – Witaj. – powiedziałam, gdy stałam już obok niego.
- Witaj Viktorio.
- Chejronie, gdzie mamy usiąść? – zapytałam.
- Spójrz. – wskazał palcem na stolik znajdujący się prawie na końcu pawilonu jadalnego. – To jest stolik 19-nastki, a i jeszcze jedno. Nie mówcie nikomu, że jesteście wnuczkami kilku bogów. Na razie niech to pozostanie tajemnicą. Dobrze?
- Dobrze. – powiedziałam i dałam znak ręką Suzi, aby tu przyszła. – Suzi, chodź. – rzuciłam szybko i zaczęłam iść w stronę stolika. Naczynia już tam na nas czekały. Powiedziałam mojej przyjaciółce co ma zrobić, aby pojawiło się jedzenie. Za chwilę na jej talerzu pojawiła się jakaś sałatka, natomiast ja poprosiłam o jajecznicę z bułką oraz sok pomarańczowy do picia. Za chwilę oderwałam się od jedzenia i rozejrzałam wokół siebie. Wszystkie spojrzenia obozowiczów wpatrywały się w nas. Odwróciłam wzrok i wróciłam do zapełniania sobie żołądka. Kiedy skończyłam obróciłam się za siebie i na drugim końcu pawilonu zobaczyłam dwóch chłopców. Jeden był blondynem o oczach w kolorze burzy, natomiast drugi miał piękne czarne włosy i przenikliwe morskie oczy. Spojrzeli się na mnie, a ja odwróciłam wzrok. „ To oni…” – pomyślałam. To na pewno byli Jason i Percy. O bogowie! Ja ich widziałam! Na Zeusa! Serio, to musieli być oni, ale co mi z tego? Mam do nich podbiec i prosić o autograf? No chyba nie. Najlepiej będzie jak nie będę zwracać na nich uwagi i zaczęłam wpatrywać się w Suzan jak pochłania posiłek.
- Chcesz trochę?- zapytała, pewnie dlatego, że zauważyła jak się na nią gapię.
- Nie. – rzuciłam szybko i spuściłam wzrok. – Za ile skończysz jeść?
- Zaraz. – po tych słowach na jej talerzu niczego już nie było. – Viki?
- Co?
-Czemu wszyscy się tak na nas gapią?
- No nie wiem. Może dlatego, że Eol nie ma dzieci, a my siedzimy przy jego stole?
- A no tak. Racja. – zaczęła patrzeć się na mnie, albo za mnie. Z ciekawości odwróciłam wzrok. Patrzyła się chyba na di Angelo, ale łba nie dam sobie uciąć. – Kto to? – zapytała i wskazała na niego. No cóż, na moje nieszczęście miałam rację.
- Nico di Angelo, Syn Hadesa, a czemu chcesz wiedzieć? Spodobał ci się co? – powiedziałam i zaczęłam poruszać znacząco brwiami.
- To już nawet o imię nie można zapytać? – oburzyła się i wyszła z pawilonu. Oczywiście poszłam za nią. I co zobaczyłam? Zobaczyłam naszą kochaną Drew, która wrzeszczała na Suzan. Obok niej stały dwie dziewczyny. Jedna była typową Drew, czyli na pewno córka Afrodyty, a druga miała pełno tatuaży na rękach, więc zapewne Aresiątko. Podeszłam bliżej i usłyszałam jak ta debilka wrzeszczy na moją przyjaciółkę.
- Wiesz kim ja jestem?! – zaczęła i popchnęła ją na trawę. – Jestem Drew Tanaka, córka Afrodyty, a ty? Jesteś jakąś małą gówniarą, która nawet nie dorasta mi do pięt! No i oczywiście nie wie jak się chodzi, bo gdybyś umiała to nie wpadłabyś na mnie! – tego już za wiele, oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pobiegła jej na pomoc.
- Jak śmiesz odzywać się tak do mojej przyjaciółki! – wykrzyczałam na nią. Teraz obchodziła mnie tylko Suzan, nikt inny. Miałam w dupie to co inni o mnie pomyślą. Poszłam na żywioł. – Myślisz, że jesteś lepsza od wszystkich, bo jesteś córką Afrodyty?! To się grubo mylisz! Są na świecie ludzie lepsi od ciebie, a ty uważasz się za królową tego obozu! Co zrobiłaś, że tak uważasz, co? Wyruszyłaś na jakąś ważną misję? Uratowałaś świat? Chyba nie! Więc wracaj do swojego domku i popraw makijaż, bo wyglądasz jak potwór z bagien. – to. Było. Super. Po tych wszystkich słowach, a zwłaszcza ostatnich panna lalunia odbiegła do swojego domku wraz z siostrą. Przede mną stała tylko córka Aresa.
- Jak śmiesz się tak do niej wyrażać?! – krzyknęła na mnie.
- A co? Zabronisz mi? – zapytałam, a ona złapała mnie za koszulkę i przyciągnęła do siebie.
- Tak, zabronię. – powiedziała mi na ucho, a potem dostałam pięścią w brzuch. Ten pierwszy dzień serio jest bardzo ciekawy… Leżałam na ziemi obok Suzan, byłam taka zła, że mogłabym rozszarpać to Aresiątko. Wstałam i spojrzałam w jej ciemne oczy. Zacisnęłam pięści,  a wokół mnie pojawiło się kilka małych huraganów. Uklękłam i zamknęłam oczy, rozluźniłam się a potem szybko skierowałam ręce w stronę tej głupiej dziewczyny. Kiedy otworzyłam oczy zorientowałam się co zrobiłam. Dziewczyna leżała z dwadzieścia metrów ode mnie i próbowała wstać. Zapewne miała ochotę skręcić mi kark. Nie zwracałam na nią uwagi, tylko podeszłam do Suzi.
- Jak się czujesz? – spytałam.
- Dobrze. – odpowiedziała, a ja  pomogłam jej wstać. Po chwili zorientowałam się, że spojrzenia wszystkich są utkwione w nas. Zaraz potem obejrzałam się za siebie i zobaczyłam tą dziewczynę.
- Kim ty jesteś? – zapytała.
- Jestem Viktoria Queen, a ty? – spytałam. Nie odpowiedziała mi więc postanowiłam wrócić do Suzan, ale nie było jej nigdzie. Za chwilę spostrzegłam, że trzyma ją dwoje osiłków od boga wojny. „No super”- pomyślałam.
- Oddacie mi ją ? – zapytałam grzecznie.
- Nie. – odpowiedzieli równocześnie. Potem poczułam zimne ostrze sztyletu na moim gardle. Spojrzałam na Suzi. Miała zamknięte oczy, a ja dobrze wiedziałam co to oznacza, ona myślała, myślała jak nas stąd uwolnić. Nagle stało się coś dziwnego. Za nią ziemia zaczęła się ruszać, a potem wystrzeliły z niej dwa wielkie, wręcz gigantyczne pnącza, które odstraszyły wszystkich, a ci bracia puścili moją przyjaciółkę. Roślina zaczęła posuwać się do mnie, a ostrze trzymane na moim gardle zniknęło. Kiedy już byłyśmy wolne, pnącza „schowały” się do ziemi. A ja zobaczyłam, że unoszę się nad ziemią, zresztą nie byłam sama. Suzan znajdowała się obok mnie, ale podniosła ją ziemia. W tłumie tych wszystkich dzieciaków spostrzegłyśmy Chejrona. Uklęknął przed nami, a za nim reszta obozowiczów.

- Witaj Viktorio Queen, wnuczko Eola, Posejdona, Ateny, Apolla, Hekate i Chione. – przy tym ostatnim jakoś dziwnie się wzdrygnęłam, ale cieszyło mnie to. – Witaj…- kontynuował centaur. – Suzan Johnson, wnuczko Demeter, Ateny, Posejdona, Hekate i Aresa. – co?! Aresa?! A pomyśleć, że jego dzieci przed chwilą próbowały ją zabić. Popatrzyłam w górę i zobaczyłam wirujące nade mną sześć symboli: Huragan, Trójząb, Sowę, Lirę, Dwie krzyżujące się pochodnie oraz Płatek Śniegu. Nim się obejrzałam symboli nie było, a ja stałam na ziemi osłupiała.
_________________________________________________________
Info: Nie wiem czy wstawię rozdział za tydzień, ponieważ wyjeżdżam. Jeśli wezmę laptopa to wstawię rozdział, jak nie to oczekujcie go dopiero w sobotę wieczór lub niedzielę. Żegnamm.
~Szalonaaa


piątek, 22 maja 2015

Rozdział 2

No, kolejny rozdział. Pewnie nikt i tak tego nie czyta, ale już trudno się mówi. Wiadomość dla ludu, któremu się to podoba: Zapraszam do czytania rozdziału nr. 2!!!
__________________________________________
-Więc? Co to za ważna wiadomość, którą macie nam do przekazania? – zapytała moja najlepsza przyjaciółka Suzan. Jest w moim wieku, ma długie kasztanowe włosy sięgające trochę przed pas oraz wyraziste brązowe oczy. Przyjaźnimy się od urodzenia, znamy wszystkie swoje sekrety. Krótko mówiąc zna mnie jak siebie samą, a może nawet lepiej.
- Jest to dla nas trudny temat dziewczynki, ponieważ… Nie umiem tego ubrać w słowa. Wy im to powiedzcie, ja nie wiem jak. – powiedziała moja mama, po czym wyszła z salonu. „Co się tutaj dzieje?!” – pomyślałam. Siedzieliśmy w milczeniu przez dobre 5 minut, nikt nie wiedział co ma powiedzieć, aż w końcu jak zawsze, to JA przerwałam niezręczną ciszę.
- Chce ktoś soku? – zapytałam. No co? Na nic lepszego nie było mnie w tamtej chwili stać. Wszyscy za chwilę pokręcili przecząco głowami. W końcu serio się już zdenerwowałam. – Naprawdę?! – wykrzyczałam.- Najpierw mówicie, że macie nam do przekazania bardzo ważną wiadomość, a potem jeszcze każecie nam się pakować. A teraz co? Nic. Siedzicie i nie wiecie co powiedzieć!- byłam z siebie dumna, że to powiedziałam. Już miałam otwierać usta żeby jeszcze coś dodać, ale ktoś mnie w tym zastąpił.
- Zgadzam się z Viki. – powiedziała spokojnie Suzi, po czym wybuchła. – Ja z wami nie wytrzymam! Mam już tego dość! Nie pozwalacie mi ostatnio w ogóle wychodzić na dwór, nie chcecie, żebym chodziła na basen i się denerwowała, a teraz co? Denerwuję się! I to właśnie przez was!- wykrzyczała na naszych rodziców, a wokół niej zebrała się szara mgła. Czekajcie? Szara mgła?! Co się tu serio dzieje?! Po kilku sekundach Suzan zorientowała się co się dzieje i się uspokoiła. Mgła zniknęła, a ja zdałam sobie sprawę, że patrzę się na nią z rozdziawioną buzią.
- Czy ktoś mi do jasnej … anielki, wyjaśni co się tu dzieję?! I co to było?? – nie no tego już za wiele. Ja chcę znać prawdę! – Dobra, mam dość. Albo nam powiecie tu i teraz o co chodzi, albo już nigdy nie zrobimy tego co będziecie od nas chcieli.
- Dobrze. .. – zaczął mój wujek.- Jesteście… Jakby to powiedzieć? – nie no znowu? Zaczynają i potem nie wiedzą co powiedzieć.
- Nie. – powiedział mój tata. – Na razie wam nie powiemy. Musicie to zobaczyć, aby uwierzyć.- No dobra niech im będzie. Jak tam chcą. Zrobię wszystko tylko chcę poznać prawdę!
 - Chodźcie. – popatrzyłam na każdego, ale nie powiedział tego nikt kto siedział przy stole. Powiedziała to moja mama, która przypatrywała się nam stojąc na wejściu do salonu. – Zrobimy to u ciebie w pokoju Viki.
- Czekaj, CO?! Co zrobimy w moim pokoju?!
- Słuchajcie nie przejdziemy tam przez przejście, musimy użyć magii. – moja mama zwróciła się do reszty. Wymieniłam z Suzi spojrzenia typu WTF. – Dziewczynki weźcie walizki i chodźcie.
- Mhm… - mruknęłam pod nosem. Wzięłam walizkę i poszłam do mojego pokoju, wszyscy już tam byli.
***
- Viki złap się mnie jedną ręką, a drugą trzymaj walizkę. Tylko mocno. Suzi ty zrób to samo. – podeszłam do mamy i złapałam ją za dłoń. – Trzymajcie się. – powiedziała i zaczęła coś mamrotać z ciocią pod nosem. Potem widziałam jedynie ciemność. Nie wiem ile czasu minęło. Obudziłam się na trawie, a nade mną klęczał mój tata.
- Żyjesz? – zapytał.
- Hmm… Zastanówmy się. Skoro cię widzę i słyszę, oddycham i mówię, to chyba żyję!- powiedziałam z sarkazmem. Nagle zobaczyłam gdzie jestem. Byłam w lesie, wszędzie ciemno. (To chyba jasne, że jest ciemno, przecież jest noc!) Szum wiatru, zapach rosy… Kocham to. Niestety z tych moich wszystkich rozmyślań wyrwał mnie głos mamy.
- Chodźmy, tu nie jest bezpiecznie. – powiedziała po czym pociągnęła mnie za rękę. Wszyscy biegliśmy. Starałam się biec równo z nimi, ale walizka mi tego nie ułatwiała. „Wdech wydech, wdech wydech…” – myślałam. Widziałam zarys jakiejś rzeczy, budynku czy… SMOKA! Tak to był smok! Moje marzenia chyba serio się spełniają! Przekroczyliśmy bramę obozu i po cichu zaczęliśmy iść w stronę jakiegoś domu. To był chyba WIELKI DOM. OMG, OMG moje marzenia serio się spełniają!
- Wchodzimy? – zapytałam, gdy już stanęliśmy przed drzwiami.
- Tak. – powiedział wujek i zapukał do drzwi. Otworzył je jakiś mężczyzna na wózku. „Chejron” – tylko to imię przebiegło przez moje myśli.
- Witajcie. Czego ode mnie chcecie o tak późnej porze? – zapytał.
- Tak jak mówiliśmy, przyprowadziliśmy je. – odparł mój tata.
- Dobrze, a więc wejdźcie. – zaprosił nas do środka inwalida. Kiedy już weszliśmy jego wózek zamienił się w yyy…. Tył konia? Koński zad? Zresztą nie ważne. Suzan odebrało mowę, siedziała na kanapie i wpatrywała się w niego jak głupia.
- Nie wystawiaj języka, bo ci krowa nasika. – powiedziałam ze śmiechem. Dziewczyna od razu zamknęła buzię i posłała mi mordercze spojrzenie. Zaczęłam się głośno śmiać.
- Cii, bo obudzisz Pana D. – skarciła mnie ciocia. Zamknęłam buzię i chyba się zarumieniłam.
- No więc? Co teraz z nimi zrobimy? – zapytała moja mama centaura.
- Pójdziemy teraz do 19-stki, one się rozpakują ,  a my porozmawiamy. – rozkazał Chejron. Wyszliśmy z domu i ruszyliśmy w stronę domków. Wszystko było takie jak w książce, po prostu identyczne! Nagle zatrzymaliśmy się przed pewnym domkiem. Chwila… on latał!  Serio, unosił się nad ziemią! Poza tym był… NIESAMOWITY. To jedno słowo mogło opisać go w całości. Niebieskie ściany, białe zasłony w oknach, biały dach, białe drzwi oraz nienaruszona szara wycieraczka z napisem WELCOME. Weszliśmy do środka. Poczułam przyjemny chłód na swoim ciele. Chejron zapalił światło, a gdy tylko zobaczyłam wnętrze domku odjęło mi mowę. TO był dom moich marzeń. Niebiesko-białe ściany, dwa piętrowe łóżka, duuże biurko, mini kuchnia, stół oraz dwie piękne białe szafy.
-Wow. – powiedziałyśmy jednocześnie z Suzan.
- Od teraz będziecie tu mieszkać – powiedziała do nas cała piątka dorosłych.
-Czekajcie chwilę…- zaczęłam- przez cały rok?
-Nie. – odpowiedziała mi mama. – tylko przez dwa miesiące, ale będziecie mogły tu przychodzić kiedy zechcecie.
- O matko mamo! Tak strasznie ci dziękuję!- krzyknęłam. Podbiegłam do niej i ją przytuliłam.
- Nie masz za co mi dziękować, kochanie. – przytuliła mnie jeszcze mocniej, a potem puściła. Podeszłam do łóżka z niebieską kołdrą i na nim usiadłam.
- Ja śpię tu. – oznajmiłam.
- A więc ja tu. – powiedziała Suzi i podeszła do łóżka z fioletową kołdrą.
- A więc… - zaczął centaur. – znacie może Percy’ego Jacksona?
- Tak. – powiedziałam.
- Nie. – zaprzeczyła moja przyjaciółka.
- Dobrze, a czy macie już broń?
- Nie. – oznajmiłyśmy razem.
- Nie daliście ich im?
- Nie. – odpowiedzieli zgodnie nasi rodzice.
- Viktorio, czy wiesz jaką broń ma Percy? – zapytał mnie Chejron.
- No, tak. Ma długopis, który zamienia się w miecz.- odpowiedziałam.
- Dostaniecie podobne. Tylko, że wasze będą się różniły wykonaniem i czymś jeszcze. Nie będę wam mówił, tylko wam pokażę. No już, dajcie te długopisy. – rozkazał rodzicom centaur.
- Proszę. – odparła ciocia i podała mu przedmioty. Jeden był srebrny, drugi złoty, a na górze przy „włączniku” długopisu było małe pokrętełko.
- Spójrzcie. – zaczął tłumaczyć mężczyzna. – Tutaj przy pokrętełku macie trzy kolory : czerwony, zielony i niebieski. Kiedy wybierzecie czerwony i naciśniecie to- wskazał na „włącznik” – w waszej ręce pojawi się miecz, gdy wybierzecie zielony to wtedy pojawi się sztylet, a gdy niebieski – łuk razem ze strzałami, które się nie kończą oraz kołczan, w którym się znajdują. Zrozumiałyście? – zapytał, a my pokiwałyśmy głowami, że tak. – Dobrze, zostawiam was i dobranoc. – powiedział po czym wyszedł z domku. – Aha, zapomniałbym. Tutaj macie mapę obozu, aby się nie zgubić. I jeszcze jedno. Śniadanie zaczyna się o 9:00. – dodał zostawiając nam mapę i już naprawdę opuścił nasz domek.
***
- Mamo…- zaczęłam. – Posłuchaj, czyj to domek?
- Eola. – odpowiedziała uśmiechając się.
- To on nie ma dzieci, że mieszkamy tu same?
- Miał dawno temu, a potem… No cóż powiedział sobie, że to już koniec.
- A powiesz mi o co tu w ogóle chodzi?
- Tak.
-Więc??
- Jesteś wnuczką 6-stki potężnych bogów. Lecz najwięcej masz w sobie krwi Eola.
- A Suzan?
- Ona jest wnuczką tylko 5-tki bogów i nie, nie jest wnuczką boga wiatrów.
- Czyli siedzę w tym bagnie sama?
- Tak kochanie. –zaśmiała się mama, a ja uśmiechnęłam się pod nosem. – Posłuchaj, więcej nie mogę ci powiedzieć, ale jest jeszcze jedna rzecz. Mianowicie od niedawna wszyscy bogowie przysięgli, że jeśli któreś z ich wnucząt będzie potężne i będzie posiadać ich moce zaczną je uznawać. Więc jedyne co mogę ci powiedzieć to : czekaj na uznanie. – dokończyła i przytuliła mnie. –Muszę już iść. Żegnaj córeczko i bądź dzielna. – za chwilę wszyscy weszli do jednej z szaf, a potem zniknęli. Domyśliłam się, że to musiał być jakiś portal.
***
Noc była spokojna, przebrałam się, umyłam zęby i położyłam się do łóżka.
- Viki? Śpisz? – zapytała Suzan.
- Nie. A co?
- Boję się.
- Czego?
- Wszystkiego. Boję się, że sobie nie poradzę i będę inna od wszystkich. Będę wyrzutkiem…
- Suzi, posłuchaj. Nie siedzisz w tym sama, tak? Ja też tu jestem i nie zamierzam cię zostawić. Wstaniemy jutro o 9:00. Potem pójdziemy na śniadanie,  a dalej się zobaczy. Nie dam cię nikomu skrzywdzić.
- Dziękuję. Cieszę się, że mam taką przyjaciółkę.
- A wiesz, że ja też się cieszę? Dobra, nie ma co. Jest już 23:30, a my nie śpimy, poza tym trzeba jutro wstać o 8:00! Więc dobranoc i nie życzę ci koszmarów. – ale mam rymy.

- Dobranoc – powiedziała Suzan i zgasiła światło. Jutro zapowiada się naprawdę ciekawy dzień…
_____________________
~Szalonaaa

poniedziałek, 18 maja 2015

Ogłoszenie

Dobra. Prawda jest taka, że nie wiem kto to czyta i czy wgl wam się podoba. Proszę więc, abyście coś po sobie zostawiali. ( Chodzi o komentarze XD ) Informuję również, że będę wstawiać rozdziały w każdy piątek około godziny 20:00. Dam dam dam.... Miłego jutrzejszego dnia i DOBRANOC
Z poważaniem ~Szalonaaa

sobota, 16 maja 2015

Rozdział 1

Czy wy też myśleliście, że jesteście normalni? Nic nie znaczycie? Jesteście ludźmi, którzy po prostu żyją i nie mają żadnego celu? JA tak myślałam. Wszystko zaczęło się tego dnia kiedy dowiedziałam się całej prawdy, ale najpierw zanim powiem co się stało, wrócę do wydarzeń z poprzedniej nocy…

Położyłam się do łóżka, zwykle nie miałam żadnych proroczych czy tym podobnych snów, ale ten wieczór był inny, więc oczywiście na przekór musiały mi się one przyśnić!

Byłam w swoim pokoju. Wszystko wydawało się normalne, jak zawsze. Pomarańczowe ściany, tapeta z chmurami, telewizor, biurko, wszystko na swoim miejscu. Nagle cały obraz pokazał moją szafę, jej drzwi się otworzyły, a potem? Potem widziałam tylko ciemność. Sceneria się zmieniła. Stałam na jakimś wzgórzu, spojrzałam w górę… „Nie, to niemożliwe”- pomyślałam, ale jednak to była prawda.  Nade mną widniał duży kamienny łuk, na którym było napisane „Obóz Herosów”. Przypomniały mi się wszystkie książki wujka Ricka, które przeczytałam, Percy Jackson, Olimpijscy Herosi itp. Nie no znowu?! Scena znów się zmieniła. (Naprawdę nie dadzą mi się nacieszyć widokiem obozu -,- ) Byłam w jakimś domku i nagle usłyszałam pukanie do drzwi oraz głos:
- Viki mogę wejść? – zapytała ów tajemnicza osoba. Drzwi zaczęły się otwierać, ale właśnie wtedy sen się urwał.
***
Obudziłam się w swoim pokoju ( na szczęście). Spojrzałam na zegarek – „6:00”. Trzeba się zbierać
 i iść na to durne zakończenie roku szkolnego. Echh, no trudno, takie życie. Wstałam i poszłam zrobić sobie śniadanie. Kiedy już skończyłam jeść poszłam do toalety. Uczesałam moje średniej długości, lekko kręcone, złote włosy, umyłam zęby itd. Następnie poszłam się ubrać. „Hmm, co by tu założyć??” – pomyślałam. A no tak , ZAKOŃCZENIE. Zdecydowałam, że założę czarne rajstopy, czarne baleriny, czarną spódnicę oraz białą bluzkę w czarne serca. Tak wiem, za dużo czerni. Wyszłam z domu i podreptałam do szkoły. Od mojego domu idzie się tam około pięciu minut, lepszego miejsca zamieszkania nie mogłam sobie wymarzyć.. O kurde! Zapomniałam się przedstawić ! Nazywam się Victoria Queen i mieszkam w Polsce, mam 14 lat i uwielbiam strzelać z łuku, pływać oraz przebywać na świeżym powietrzu. (W sumie jakby tak popatrzeć to moje imię i nazwisko mają tłumaczenia Victoria – Zwycięstwo, Queen – Królowa, czyli tak naprawdę to Królowa Zwycięstwa.)   W szkole radzę sobie bardzo dobrze, wręcz znakomicie. Mam same piątki i szóstki, chociaż zdarzają się gorsze oceny. A wracając do tego zakończenia to przebiegło całkiem sprawnie 
i szybko. Tylko zastanawiała mnie jedna rzecz, mianowicie widziałam wśród rodziców dzieci, potwora, który po kilku sekundach znikł. Według mnie była to empuza, a tak w ogóle to jak one mogą tak znikać?! Przecież to nienormalne, a zaraz, przecież ja widzę potwory, a to też jest nienormalne! Dzień minął dość szybko i sprawnie, w końcu zaczęłam się nudzić i poszłam do toalety. Stanęłam przed lustrem. Zobaczyłam normalną czternastolatkę,  która zdawała się coś ukrywać, ale sama nie wiedziała co. Zawsze w moim wyglądzie przykuwały wzrok moje oczy, były w kolorze błękitu nieba pomieszanego z szarością. Z tych wszystkich moich rozmyślań wyrwał mnie dzwonek telefonu, to mama dzwoniła.
- Viki, posłuchaj. Dziś wieczorem przyjdą do nas Johnsony, więc proszę cię ogarnij trochę w domu. – powiedziała moja mama do telefonu. Ale jak to?! No kurde, cały dom mam sprzątnąć czy co???
- Dobrze, postaram się. Pa, kocham cię. – odpowiedziałam grzecznie.
- Ja ciebie też, pa.
Poszłam najpierw ogarnąć swój pokój. Jedno słowo, które go określa? SYF, TOTALNY SYF. No dobra, może trochę przesadzam, bo nie zawsze jest tu syf. Co jakiś czas wytrę kurze z półek i szafek, odkurzę itp. Itd.
***
 Posprzątałam cały dom. Zrobiłam to dość szybko. Potem poszłam do salonu i spojrzałam na zegarek – „16:30” . „Rodzice już powinni być.” – pomyślałam, po czym nie zastanawiając się zadzwoniłam do taty.
PIP, PIP, PIP, PIP…
- Halo? Tato? – zaczęłam.
- Halo? O hej. Zaraz przyjedziemy z mamą, bo jeszcze podjechaliśmy po Johnsonów. – odpowiedział mój tata.
- To oni nie mieli przypadkiem do nas przyjść? – zapytałam zdziwiona.
- Posłuchaj, córeczko. My oraz rodzice Suzi mamy wam do przekazania pewną ważną wiadomość. Przyjechaliśmy do nich, bo Suzan miała się spakować, a potem wszyscy mieliśmy przyjechać do nas, aby wam wszystko wyjaśnić. Najlepiej by było jakbyś ty też zaczęła się pakować.
- Czekaj. CO?! Jak to pakować? Wysyłacie nas do jakiegoś obozu czy co?!
- Tak, pojedziecie w bezpieczne miejsce dla ludzi takich jak wy.
- Czyli ludzi z kopniętym mózgiem?
- Coś w tym rodzaju.
- Tato!! Ale jesteś. Nie lubię cię już. Nie no, żartuję. Kocham cię, ale mam do ciebie pytanie. Za ile kurde będziecie?!
- Za jakieś 7 minut, a ty zacznij się pakować.
- Mhm, już lecę. Pa. – powiedziałam szybko i ruszyłam się pakować.
-------------------------------------------------------------------------------
No, dodałam. Tak szczerze to wczoraj założyłam tego bloga, a już dodałam rozdział XD
Więc tak, spodoba się? Tego nie wiem. No trudno, lepiej nie umiem ;-; Pisałam ten rozdział wczoraj w nocy ok. 00:00 więc nie wiem czy jest taki super jak mi się wydaje :/ Liczę na to, że się spodoba ;P
Papa i pozdro ~Szalonaaa

piątek, 15 maja 2015

Powitanie

Cześć. Chciałam was powitać na moim nowym, a tak właściwie to pierwszym blogu XD. Mam już bohaterów i wszytko ogólnie, ale muszę to jakoś ułożyć w całość. Niedługo powinien pojawić się pierwszy rozdział, ale jeszcze nie wiem jak to będzie, ponieważ jak wszyscy wiemy MAJ = SPRAWDZIANY . Więc to tyle na początek. Mam nadzieję , że blog się spodoba ;) a no tak i od razu mówię to NIE jest blog dla fanów Solangelo. Będzie to kontynuacja PJ i OH, ale z perspektywy pewnej dziewczyny. Więcej nie zdradzam. Żegnam i dobranoc. ~Szalonaaa