----------------------------------------------------------
Rozdział 3
Otworzyłam oczy, promienie słońca oświetlały cały domek.
Spojrzałam na łóżko Suzan, która jeszcze spała. Sprawdziłam godzinę – 7:30.
(Super, wyprzedziłam budzik o pół godziny.) Nie było sensu jeszcze spać,
ponieważ już się obudziłam. Poszłam więc do toalety i wyjęłam ubranie z szafy. Zrobiłam
wszystkie poranne czynności tzn. umyłam zęby, uczesałam włosy itd. Założyłam na
siebie krótkie jeansowe spodenki i czarną bluzkę z krótkim rękawem, na której
widniało logo zespołu AC/DC, do tego na stopy włożyłam moje granatowe Converse.
Włosy przewiązałam natomiast czerwoną bandanką. Gdy już byłam gotowa pomyślałam, że czas najwyższy
obudzić tego śpiocha pod fioletową kołdrą. Podeszłam po cichu do łóżka, w
którym spała i krzyknęłam jej do ucha:
- Wstawaj ty śpiochu!! – zaczęła powoli otwierać oczy i
powiedziała:
- Jeszcze pięć minut mamo…
- Za pięć minut będzie 9:00 kochanie i spóźnisz się na
śniadanie. – powiedziałam słodkim głosem.
- Co?! –zerwała się z
łóżka, wzięła pierwsze lepsze ubranie i pobiegła do toalety. Ja
natomiast zaczęłam się śmiać.
- Suzaneczko jest dopiero 8:09! – krzyknęłam do niej w
przerwie od śmiechu, a ona wychyliła głowę zza drzwi łazienki.
- Ty chyba sobie żartujesz, tak? – zapytała, a ja pokręciłam
przecząco głową. – Przysięgam, że jak tylko stąd wyjdę to mnie popamiętasz
Queen. – rzuciła mi jeszcze tylko mordercze spojrzenie i zamknęła drzwi. Ja
natomiast usiadłam na mym łożu i wzięłam do ręki mój srebrny długopis.
Przypatrywałam się mu przez kilka minut dopóki z transu nie wybudziła mnie moja
przyjaciółka.
- Jak słodko. Cieszysz się z nowej zabaweczki. – powiedziała
i pobiegła znów do kibla. Wsunęłam długopis do kieszeni i szybko rzuciłam:
- Ja idę jeszcze zwiedzić obóz, nie wiem jak ty. Pa. – już
miałam otwierać drzwi, ale Suzan wybiegła zza drzwi i krzyknęła:
-Poczekaj na mnie!
- Przecież czekam. – powiedziałam i uśmiechnęłam się
szyderczo. – To idziemy?
- A co myślałaś? Że będziemy tu siedzieć cały dzień?
- Zamknij się. To ja powiedziałam, że idę zwiedzać, ty się
tylko dołączyłaś.
- To nie ma żadnego znaczenia. – rzuciła szybko, a ja
przewróciłam oczami i wyszłam na dwór.
Oczywiście ten potwór w jeansowej koszuli poszedł za mną.
-Wzięłaś broń? – zapytałam.
- Tak, a co?
- Nic. Tak po prostu spytałam. – dalej szłyśmy w milczeniu.
Dopiero kiedy przechodziłyśmy koło ścianki wspinaczkowej Suzi się odezwała.
- Wow. – serio? Tylko na tyle było ją stać? – T-tu… jest
pięknie.
- Dopiero teraz to zauważyłaś? – zapytałam ze śmiechem w
głosie. – Wiesz co?
- No co?
- Gówno. – zaczęłam się śmiać jak głupia, a potem
zorientowałam się, że musimy iść na śniadanie. – Która godzina?
-W pół do komina. – powiedziała Suzan.
- Ja pytam poważnie. – Suzi przewróciła oczami i podała mi
godzinę.
- 8:49.
- Dobra, na dziś wystarczy tego zwiedzania. Jestem już
głodna, a poza tym muszę jeszcze zapytać o coś Chejrona. – zawiadomiłam ją.
- Okej, to w którą stronę do tej jadalni? – zapytała.
- Chyba to tam. – wskazałam palcem wskazującym na dużą
budowlę z drewna.
- To chodź. – rzuciła szybko Suzi i pociągnęła mnie za rękę. Biegłyśmy dość szybko, więc
zjawiłyśmy się w pawilonie w „try - miga”.
- Poczekaj tu. – oznajmiłam. – Muszę zapytać o coś Chejrona.
- Tylko szybko.
-Mhm. – powiedziałam szybko i rzuciłam się biegiem w stronę
centaura. – Witaj. – powiedziałam, gdy stałam już obok niego.
- Witaj Viktorio.
- Chejronie, gdzie mamy usiąść? – zapytałam.
- Spójrz. – wskazał palcem na stolik znajdujący się prawie
na końcu pawilonu jadalnego. – To jest stolik 19-nastki, a i jeszcze jedno. Nie
mówcie nikomu, że jesteście wnuczkami kilku bogów. Na razie niech to pozostanie
tajemnicą. Dobrze?
- Dobrze. – powiedziałam i dałam znak ręką Suzi, aby tu
przyszła. – Suzi, chodź. – rzuciłam szybko i zaczęłam iść w stronę stolika.
Naczynia już tam na nas czekały. Powiedziałam mojej przyjaciółce co ma zrobić,
aby pojawiło się jedzenie. Za chwilę na jej talerzu pojawiła się jakaś sałatka,
natomiast ja poprosiłam o jajecznicę z bułką oraz sok pomarańczowy do picia. Za
chwilę oderwałam się od jedzenia i rozejrzałam wokół siebie. Wszystkie
spojrzenia obozowiczów wpatrywały się w nas. Odwróciłam wzrok i wróciłam do
zapełniania sobie żołądka. Kiedy skończyłam obróciłam się za siebie i na drugim
końcu pawilonu zobaczyłam dwóch chłopców. Jeden był blondynem o oczach w
kolorze burzy, natomiast drugi miał piękne czarne włosy i przenikliwe morskie
oczy. Spojrzeli się na mnie, a ja odwróciłam wzrok. „ To oni…” – pomyślałam. To
na pewno byli Jason i Percy. O bogowie! Ja ich widziałam! Na Zeusa! Serio, to
musieli być oni, ale co mi z tego? Mam do nich podbiec i prosić o autograf? No
chyba nie. Najlepiej będzie jak nie będę zwracać na nich uwagi i zaczęłam
wpatrywać się w Suzan jak pochłania posiłek.
- Chcesz trochę?- zapytała, pewnie dlatego, że zauważyła jak
się na nią gapię.
- Nie. – rzuciłam szybko i spuściłam wzrok. – Za ile
skończysz jeść?
- Zaraz. – po tych słowach na jej talerzu niczego już nie
było. – Viki?
- Co?
-Czemu wszyscy się tak na nas gapią?
- No nie wiem. Może dlatego, że Eol nie ma dzieci, a my
siedzimy przy jego stole?
- A no tak. Racja. – zaczęła patrzeć się na mnie, albo za
mnie. Z ciekawości odwróciłam wzrok. Patrzyła się chyba na di Angelo, ale łba
nie dam sobie uciąć. – Kto to? – zapytała i wskazała na niego. No cóż, na moje
nieszczęście miałam rację.
- Nico di Angelo, Syn Hadesa, a czemu chcesz wiedzieć?
Spodobał ci się co? – powiedziałam i zaczęłam poruszać znacząco brwiami.
- To już nawet o imię nie można zapytać? – oburzyła się i
wyszła z pawilonu. Oczywiście poszłam za nią. I co zobaczyłam? Zobaczyłam naszą
kochaną Drew, która wrzeszczała na Suzan. Obok niej stały dwie dziewczyny.
Jedna była typową Drew, czyli na pewno córka Afrodyty, a druga miała pełno
tatuaży na rękach, więc zapewne Aresiątko. Podeszłam bliżej i usłyszałam jak ta
debilka wrzeszczy na moją przyjaciółkę.
- Wiesz kim ja jestem?! – zaczęła i popchnęła ją na trawę. –
Jestem Drew Tanaka, córka Afrodyty, a ty? Jesteś jakąś małą gówniarą, która
nawet nie dorasta mi do pięt! No i oczywiście nie wie jak się chodzi, bo gdybyś
umiała to nie wpadłabyś na mnie! – tego już za wiele, oczywiście nie byłabym
sobą, gdybym nie pobiegła jej na pomoc.
- Jak śmiesz odzywać się tak do mojej przyjaciółki! –
wykrzyczałam na nią. Teraz obchodziła mnie tylko Suzan, nikt inny. Miałam w
dupie to co inni o mnie pomyślą. Poszłam na żywioł. – Myślisz, że jesteś lepsza
od wszystkich, bo jesteś córką Afrodyty?! To się grubo mylisz! Są na świecie
ludzie lepsi od ciebie, a ty uważasz się za królową tego obozu! Co zrobiłaś, że
tak uważasz, co? Wyruszyłaś na jakąś ważną misję? Uratowałaś świat? Chyba nie!
Więc wracaj do swojego domku i popraw makijaż, bo wyglądasz jak potwór z
bagien. – to. Było. Super. Po tych wszystkich słowach, a zwłaszcza ostatnich
panna lalunia odbiegła do swojego domku wraz z siostrą. Przede mną stała tylko
córka Aresa.
- Jak śmiesz się tak do niej wyrażać?! – krzyknęła na mnie.
- A co? Zabronisz mi? – zapytałam, a ona złapała mnie za
koszulkę i przyciągnęła do siebie.
- Tak, zabronię. – powiedziała mi na ucho, a potem dostałam
pięścią w brzuch. Ten pierwszy dzień serio jest bardzo ciekawy… Leżałam na
ziemi obok Suzan, byłam taka zła, że mogłabym rozszarpać to Aresiątko. Wstałam
i spojrzałam w jej ciemne oczy. Zacisnęłam pięści, a wokół mnie pojawiło się kilka małych
huraganów. Uklękłam i zamknęłam oczy, rozluźniłam się a potem szybko
skierowałam ręce w stronę tej głupiej dziewczyny. Kiedy otworzyłam oczy
zorientowałam się co zrobiłam. Dziewczyna leżała z dwadzieścia metrów ode mnie
i próbowała wstać. Zapewne miała ochotę skręcić mi kark. Nie zwracałam na nią
uwagi, tylko podeszłam do Suzi.
- Jak się czujesz? – spytałam.
- Dobrze. – odpowiedziała, a ja pomogłam jej wstać. Po chwili zorientowałam
się, że spojrzenia wszystkich są utkwione w nas. Zaraz potem obejrzałam się za
siebie i zobaczyłam tą dziewczynę.
- Kim ty jesteś? – zapytała.
- Jestem Viktoria Queen, a ty? – spytałam. Nie odpowiedziała
mi więc postanowiłam wrócić do Suzan, ale nie było jej nigdzie. Za chwilę
spostrzegłam, że trzyma ją dwoje osiłków od boga wojny. „No super”- pomyślałam.
- Oddacie mi ją ? – zapytałam grzecznie.
- Nie. – odpowiedzieli równocześnie. Potem poczułam zimne
ostrze sztyletu na moim gardle. Spojrzałam na Suzi. Miała zamknięte oczy, a ja
dobrze wiedziałam co to oznacza, ona myślała, myślała jak nas stąd uwolnić.
Nagle stało się coś dziwnego. Za nią ziemia zaczęła się ruszać, a potem
wystrzeliły z niej dwa wielkie, wręcz gigantyczne pnącza, które odstraszyły
wszystkich, a ci bracia puścili moją przyjaciółkę. Roślina zaczęła posuwać się
do mnie, a ostrze trzymane na moim gardle zniknęło. Kiedy już byłyśmy wolne,
pnącza „schowały” się do ziemi. A ja zobaczyłam, że unoszę się nad ziemią,
zresztą nie byłam sama. Suzan znajdowała się obok mnie, ale podniosła ją
ziemia. W tłumie tych wszystkich dzieciaków spostrzegłyśmy Chejrona. Uklęknął
przed nami, a za nim reszta obozowiczów.
- Witaj Viktorio Queen, wnuczko Eola, Posejdona, Ateny,
Apolla, Hekate i Chione. – przy tym ostatnim jakoś dziwnie się wzdrygnęłam, ale
cieszyło mnie to. – Witaj…- kontynuował centaur. – Suzan Johnson, wnuczko
Demeter, Ateny, Posejdona, Hekate i Aresa. – co?! Aresa?! A pomyśleć, że jego
dzieci przed chwilą próbowały ją zabić. Popatrzyłam w górę i zobaczyłam
wirujące nade mną sześć symboli: Huragan, Trójząb, Sowę, Lirę, Dwie krzyżujące
się pochodnie oraz Płatek Śniegu. Nim się obejrzałam symboli nie było, a ja
stałam na ziemi osłupiała.
_________________________________________________________

Info: Nie wiem czy wstawię rozdział za tydzień, ponieważ wyjeżdżam. Jeśli wezmę laptopa to wstawię rozdział, jak nie to oczekujcie go dopiero w sobotę wieczór lub niedzielę. Żegnamm.
~Szalonaaa
Świetny rozdział! Nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńOo, jak fajnie ^^ jednak ktoś to czyta. Bardzo się cieszę że się podoba ;)
Usuń